Wiosenno-jesienny płaszcz

To żadna nowość, że czasem (albo i przeważnie) moje projekty powstają dłużej niż powinny. Tak też było w przypadku tego płaszcza, który planowałam uszyć od kilku lat, aż w końcu po zobaczeniu płaszcza u Magdiczki, zmotywowałam się, a i w sklepie znalazłam niedrogi flausz, więc finansowo porażka była łatwiej znośna. Od zakupu do uszycia musiało minąć trochę czasu, czekałam kilka tygodni nim odważyłam się go pociąć. Nie wiedziałam jak dekatyzować, bo przy materiale nie było instrukcji prania, potraktowałam go więc tylko dużą ilością pary.



Do tego projektu podeszłam bardzo poważnie, to chyba jedno z największych moich wyzwań, bo chciałam żeby wszystko było zgodnie ze sztuką. Dlatego też zabierałam się do niego jak do jeża, a wcześniej przeczytałam mnóstwo artykułów i tutoriali na temat szycia płaszczy. Najpierw szukałam wykroju i ostatecznie padło na model #122 z Burdy 09/2009, który skróciłam, zmieniłam kształt kołnierza, zwęziłam rękawy i w końcu uszyłam z bawełny próbny model, w którym jeszcze trochę zmieniłam kształt kołnierza. Dodałam też kieszenie wpuszczane w szwy, bo co to za płaszcz bez głębokich kieszeni? (polecam tutorial). Żeby było jak najbardziej poprawnie, dodałam podszewkę i obłożenie (tutaj popełniłam pierwszy błąd, ale o błędach później).
Tutaj przed poprawką

Gdy już byłam w miarę zadowolona z próbnego płaszcza, zabrałam się za flausz, z którego w każdym elemencie linie szycia przeszyłam nitką, żeby później idealnie z sobą zszyć elementy. Zajęło mi to sporo czasu, ale zajęcie to pozwoliło mi się odprężyć i wyciszyć (mówiłam już że polubiłam ręczne szycie?).  Na przody, kołnierz i odszycie nakleiłam flizelinę. Elementy pozszywałam, a spodnią część kołnierza przesunęłam by była krótsza (ma to gwarantować ładniejsze ułożenie kołnierza - tu popełniłam błąd nr 2), następnie  szwy kołnierza przekapowałam i zamocowałam kołnierz.


Może i mój opis brzmi jakby szycie poszło bardzo sprawnie, ale dojście do tego momentu trwało mnóstwo czasu. Po uszyciu wierzchniej części mogłam zająć się podszewką, na którą pierwotnie kupiłam pastelowo-różową bawełnę koszulową, ale tak mi się podobała, że schowałam do szafy i kiedyś uszyję z niej koszulę. W związku ze zmianą koncepcji, na podszewkę przeznaczyłam cienką satynę w odcieniach błękitu. Praca z nią nie była najłatwiejsza, bo strasznie się ślizgała i elektryzowała, więc idąc za radą znalezioną gdzieś w sieci, wykrochmaliłam ją i tu już szycie i krojenie poszło znacznie sprawniej.
Kieszenie wpuszczane w szwy boczne

Szycie podszewki skończyłam na etapie zszycia elementów, przymocowania do odszycia i rękawów. Pozostało jedynie przyszycie do dolnej krawędzi płaszcza i zamknięciu otworu w rękawie. Tutaj nastąpiła półroczna przerwa, aż do końca sierpnia, kiedy to znów do szycia płaszcza wróciłam. Dzięki tej przerwie zauważyłam kilka błędów, które od razu poprawiłam, później uszyłam płaszcz do końca i poddałam się ocenie na jednej z grup szyciowych, gdzie dostałam sporo wskazówek. Niektóre zostawiam na przyszłość, bo za późno na poprawki, a część udało mi się jeszcze poprawić. Główne błędy:

  1. Wykroiłam zbyt szerokie odszycie, powinno być znacznie węższe i powinno być bardziej zaokrąglone w okolicy biustu - to wskazówka na przyszłość. Podobnie odszycie tyłu powinno być węższe. Jak na plecach nie przeszkadza mi to odszycie, tak na przodzie z pewnością lepiej by się płaszcz układał. 
  2. Spodnia część kołnierza powinna być jeszcze krótsza, jak się dowiedziałam nawet o 7mm, ja wysunęłam na jakieś 4mm i miejscami jeszcze spodnia warstwa wystaje.
  3. Podszewka była za krótka i ciągnęła rękawy i dolny brzeg płaszcza, co widać na kilku zdjęciach. Tutaj na szczęście nie przycięłam zapasów i mogłam wydłużyć podszewkę. Jak się dowiedziałam, podszewka powinna tworzyć zakładkę około 1cm na podwinięciu z flauszu.
  4. Coś sobie ubzdurałam i dodałam zaszewki na tyle, które nacięłam by ładnie się układały i już nie było odwrotu by je spruć. 
  5. Kołnierz mimo poprawek nadal był lekko za szeroki, musiałam kolejny raz modyfikować jego kształt. Tutaj walczyłam ze sobą, bo wiązało się to ze spruciem kapowania i częściowym wypruciem podszewki, żeby dostać się do kołnierza. Sama się sobie dziwię, ale zrobiłam to (choć i tak nie jestem z niego w 100% zadowolona).
  6. Wybrałabym inny wykrój, bo tutaj rękawy są zbyt płaskie i nie układają się ładnie na główce, mimo że wszyłam paski owaty w tych miejscach.
  7. Zapomniałam o wszyciu wieszaczka :)


To chyba główne błędy popełnione przeze mnie, ale cieszę się że mimo wszystko dobrnęłam do końca, bo to jedyne okrycie, w którym obecnie się dopinam :D. Na końcu szycia przymocowałam jeszcze wewnątrz podszewkę do właściwej strony za pomocą tasiemek. Podobno mogłam lepiej wyprasować płaszcz, ale uwierzcie, że prasowałam jak szalona, poświęcając temu mnóstwo czasu i uwagi, a flausz za nic nie chciał się tym zabiegom poddać. Ani na sucho, ani po spryskaniu wodą, ani z ogromną ilością pary, ani nawet przez zaparzaczkę. Gratuluję tym co dobrnęli do końca wpisu, ale musiałam to wszystko napisać, bo jestem mimo wszystkich błędów z niego dumna. Szyjąc z Burdy nie mogłam uniknąć tych błędów, muszę chyba na przyszłość rozejrzeć się za fachową literaturą z szycia odzieży.

Komentarze

  1. Jaki wspaniały płaszcz! Jestem zachwycona i ten kolor, uwielbiam go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki temu kolorowi dostrzegłam ten flausz w ogóle w sklepie :) fajnie, że tylko mi się podoba :)

      Usuń
  2. Nie masz się czego wstydzić. Płaszcz wyszedł wspaniale, zwłaszcza, że twój pierwszy. Powiedziałabym, że na swoich błędach człowiek się uczy i na pewno gdy będziesz szyć drugi wszystko pójdzie o wiele lepiej. Ważne, że wyciągamy wnioski i szyjemy inne rzeczy lepiej i mamy już swoją orientacje co gdzie ma być w poszczególnych rzeczach. Fajnie, że dzięki uporowi pokonałaś swoje błędy. Teraz możesz cieszyć się swoim płaszczem. Powodzenia w szyciu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa :) Miałam nauczyciela który mawiał, że człowiek uczy się na błędach, a mądry człowiek uczy się na cudzych :) na pewno kolejny będzie poprawiony o te rzeczy, które tu nie wyszły i mam nadzieję, że i samo szycie pójdzie sprawniej :)

      Usuń
  3. Bardzo pożyteczny wpis! Płaszcz jest świetny, a kolor flauszu idealny. No i podszewka dodaje uroku.
    Jeżeli Cię to pociesza, też rzadko pamiętam o wieszaczku ;) I podziwiam samozaparcie. Chociaż nie rozumiem półrocznej przerwy - ale zrzucę na fakt, że zrobiło się ciepło i nie było sensu się bujać.
    A tak to gratuluję!
    Aha, kiedyś szyłam płaszczyk z flauszu dla Hani i podobnie jak u Ciebie, prasowanie przynosiło zerowy efekt :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przerwałam ze względu na pogodę, i tak bym już wiosną go nie zdążyła założyć, więc zostawiłam na potem :) trochę też że względu na to, że w pewnym momencie przestał mi się podobać, ale w końcu mąż wiercił mi dziurę, żebym go skończyła no i się udało :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Skomentuj